Zaznacz stronę

 

Co podarować pod choinkę komuś, kto ponad historie o mieście czy przyrodzie przedkłada opowieści o ludziach? O tym przeczytasz w dzisiejszym książkowym przeglądzie. Będzie m.in. o najlepszym polskim tekściarzu XX wieku; szpiegu, który chciał odejść z podniesioną głową; artystach, milionerze w ciele bestii. Zobacz:

 

 

Sztuka w afekcie. Romantyczne i burzliwe historie najsłynniejszych artystycznych par

Wyd. Arkady

 

 

Autorce, a zarazem ilustratorce pięknie wydanej przez Arkady książki, udała się wielka rzecz: zaciekawienie sztuką ostatnich kilkunastu dekad osób, które na co dzień z tą tematyką nie mają nic wspólnego. Wiem co mówię, sprawdziłam!

Trudno się dziwić: wiedziałeś, że malarka i pionierka surrealizmu Dorothea Tanning (żona Maxa Ernsta) zajmowała się animacją marionetek na wystawie światowej w Nowym Jorku, a przygotowania do opakowania Reichstagu przez duet Christo i Jeanne-Claude trwały 24 lata? Nie? Takie smaczki znajdziesz w „Sztuce w afekcie”

Kate Bryan wybrała pary artystów, których połączyło uczucie, a jednocześnie oboje byli aktywni twórczo. Obok tak znanych par jak Frida Kahlo i Diego Rivera czy Camille Claudel i Auguste Rodin, znajdujemy tu stadła, o których być może dotąd nie słyszałeś (Nancy Holt i Robert Smithson czy Jasper Johns i Robert Rauschenberg). Nie zawsze afekt połączył artystów na całe życie: czasami musieli się rozstać, żeby rozkwitnąć zawodowo; czasem przeciwnie – inspirowali się i kibicowali wzajemnie do końca swoich dni. Ba, w kilku przypadkach śmierć jednego z partnerów była taką tragedią dla tego, który został, że ten ostatni kończył swoje życie popełniając samobójstwo.

 

 

Ta książka to doskonały pomysł na prezent: dzięki niezliczonym, starannie wybranym anegdotom i mało znanym epizodom z życia bohaterów, zaciekawi i zatrzyma na dłużej zarówno znawców tematu, jak i całkowitych laików. Może być też doskonałym uzupełnieniem lektury, którą polecałam Ci jakiś czas temu, czyli monumentalnej biografii Peggy Guggenheim (znajdziesz ją tutaj – klik).

 

Wielka gra majora Żychonia. As wywiadu kontra Rzesza; Andrzej Brzeziecki

Wydawnictwo Literackie

 

Wprawdzie o sprawach wywiadu lepiej milczeć, niż mówić; ale tym razem mowa o wydarzeniach prawie sprzed wieku, więc wszyscy bohaterowie i informatorzy są już bezpieczni. Andrzej Brzeziecki, historyk i dziennikarz, laureat Nagrody im. Jerzego Turowicza, prześwietla Jana Żychonia – szpiega, który był na liście najbardziej poszukiwanych wrogów III Rzeszy. Autor ma lekkie pióro, więc mimo, że opisuje niekiedy piętrowe intrygi, nie gubimy się w nich, przeciwnie – zaczynamy coraz swobodniej poruszać się po skomplikowanym świecie wywiadowczym II RP.

Wybór głównego bohatera nie jest przypadkowy. Choć Żychoń związany był z armią od dzieciństwa i dla dobra Polski poświęcił prawie wszystko, zamiast splendoru czekało go oskarżenie o zdradę i straceńcza walka pod Monte Cassino. To ostatnie – na własną prośbą, jak gdyby sam rzucił się w ramiona śmierci.

Brzeziecki bezwzględnie, acz z dużym wdziękiem, rozprawia się z mitem Jamesa Bonda i luksusowymi warunkami, w jakich w powszechnym mniemaniu mieli pracować wywiadowcy. Obnaża mizerię finansową Dwójki na początku lat 30. i konflikty w łonie polskiego wywiadu, które sprawiły, że obstawiono złego konia i do wojny przystępowaliśmy – na własne życzenie – mocno upośledzeni. Solidna, ponad 500-stronicowa pozycja nie ma w sobie nic z klimatu „zabili go i uciekł”, mimo to wciąga i zaciekawia od pierwszej do ostatniej strony.

A o operacji polskiego wywiadu, która uwiarygodniła wracającą na mapę państw demokratycznych Polskę w latach 90. dowiesz się z zeszłorocznego reportażu, który przygotowałam we współpracy z TSKŻ:

 

 

Jeśli taka tematyka jest Ci bliska, zajrzyj też do Poznania (klik), do Centrum Szyfrów albo na Kabaty:

 

 

Tudzież sięgnij po książkę o pewnym szpiegu, którą polecałam Ci tutaj (klik).

 

Niespodzianki od Hanki Warszawianki – „Magia świąt”

Kołysanka, Maciej Siembieda

Wyd. Agora

 

 

Tego pisarza też znasz już z moich recenzji (klik). Niedługo po „Katharsis”, które brawurowo przypomniało o greckiej społeczności w Polsce, Maciej Siembieda wraca z kolejną świetną książką. Tym razem korzenie historii, które bierze na warsztat, sięgają Śląska Opolskiego i jednego z lokalnych oryginałów, odludka i milionera Karola Goduli. W sprawę angażuje się specjalista od historycznych śledztw w IPN, Jakub Kania – bohater, którego popularność zaskoczyła samego autora.

W „Kołysance” jest wszystko, co potrzeba, żeby powieść stała się hitem: mroczna tajemnica z przeszłości, przystojniak z pieniędzmi, przebiegła radna, walka o władzę i sławę, romantyczna legenda oraz piękna i bestia. A do tego przemyślana fabuła pełna zwrotów akcji i dynamiki, która – mam nadzieję – prędko zaowocuje ekranizacją,  o którą książki Siembiedy aż się proszą.

Maciej Siembieda łączy doskonały warsztat dziennikarski z intuicją do ciekawych (a często) zupełnie zapomnianych wątków z polskiej historii, rozmachem i staranną dokumentacją. Dzięki temu jedynym, co można zarzucić jego książkom jest to, że… za szybko się kończą. Pocieszające, że podobno już powstają kolejne.

 

Młynarski. Światowe życie; Michał Ostrowski

Wyd. Szelest

 

 

O tym, że jestem wielbicielką Wojciecha Młynarskiego, być może wiesz. Skąd? Z tekstu o Warszawie Wojciecha Młynarskiego (klik) albo spacerów śladami tekściarza, organizowanych wspólnie z Teatrem Ateneum. Dlatego kiedy tylko zobaczyłam, że pięć i pół roku po śmierci Wojciecha Młynarskiego wyszło na temat Mistrza opasłe tomiszcze, natychmiast popędziłam do księgarni.

Debiutujący autor przyznaje na wstępie, że z legendą mierzyć się niełatwo. Niemniej dwoi się i troi, by dołożyć własną cegiełkę do tego, co już o Wojciechu Młynarskim napisał Dariusz Michalski czy autorzy pomniejszych zbiorów tekstów (głównie wywiadów z przyjaciółmi i znajomymi), które wylały się szerokim strumieniem po śmieci poety. Michał Ostrowski chętnie z nich korzysta, ale – trzeba mu to oddać – stara się też o nowe głosy i nowe zdjęcia. Te ostatnie otrzymuje m.in. od siostry Wojciecha, Barbary Młynarskiej-Ahrens oraz satyryka. I właściwie – obok rzadko publikowanych druków ulotnych, np…. zaświadczeniu o inteligencji😉 (serio!) widza kabaretu Owca – to największy walor książki.

Kiedy studiowałam dziennikarstwo, a potem odbierałam najlepszą szkołę zawodu od Grzegorza Miecugowa, słyszałam nie raz, że najważniejsza umiejętność to skracanie własnych tekstów. Ba, Ostrowski przypomina nawet, że Wojciech Młynarski od swoich mentorów też, na początku drogi, dostawał takie wskazówki. Wielka szkoda, że nie wziął tego do siebie. Efekt? Liczba przymiotników dosłownie przytłacza i bynajmniej nie ułatwia lektury. A już tłumaczenie sensu piosenek (!) jest – co tu dużo mówić – jawnie sprzeczne z filozofią Wojciecha Młynarskiego, który wierzył w inteligencję swoich odbiorców. Wielka szkoda, że autor biografii nie ma takiego zaufania. Książka jest co najwyżej poprawna. Fajerwerków nie oczekuj. 

 

Detefon, radion, vis. Muzealne historie o II Rzeczypospolitej

Wyd. NIMOZ

 

 

To ciekawa i wciągająca publikacja wydana świeżo przez Narodowy Instytut Muzealnictwa i Ochrony Zbiorów. Jest dostępna online, w wersji cyfrowej (dostępnej choćby tutaj, klik) i taką ją czytałam. Na prawie trzystu stronach zbiera ona artykuły z prowadzonego przez NIMOZ portalu „Historia: poszukaj”, przybliżającego kulturowe dziedzictwo Polski i jej historię. Wśród autorów znajdziesz m.in. Piotra Cyniaka (mojego kolegę ze studiów), którego teksty co i raz polecam Ci w newsletterze (nie dostajesz? Zapisz się tutaj – klik)

Autorzy zadbali o to, by przedstawić obiekty z całej Polski, zarówno z dużych i dobrze wypromowanych kolekcji muzealnych, jak i placówek mniejszych, położonych czasem na rubieżach kraju, rzadziej odwiedzanych przez turystów (Muzeum Budownictwa Ludowego w Sanoku). Podczas lektury poznasz i niedokończoną (prawdopodobnie) mapę Europy wykonaną przez nauczyciela Władysława Kulischa po Wielkiej Wojnie i gorseciki (kafelki) i – nie może być inaczej, hitów też trochę tu jest – wnętrza transatlantyku „Batory”. Jest tytułowy detefon i wartościowy rozdział o wystawach.

 

 

Moje zaskoczenie budzi kolejność tematów. Książka zaczyna się od rodziny, potem zdrowie, szkoła, czas wolny, po drodze m.in. architektura, sztuka, wojsko, gospodarka, by na samiuteńkim końcu pokazać ochronę dziedzictwa (książkę wydaje NIMOZ), mniejszości narodowe i wspólnotę. Prawdę mówiąc trochę mnie to niepokoi, czy raczej – zasmuca, bo wygląda to na odzwierciedlenie priorytetów dzisiejszych władz. Wolałabym jednak, żeby wspólnota była ważniejsza niż wojsko czy pieniądz (ten ostatni uplasował się, o zgrozo, przed nauką). 

Pomijając taką subtelną manipulację, na którą zresztą zapewne większość czytelników nie zwróci uwagi, do samych tekstów trudno mieć zastrzeżenia. Może tylko redaktor miejscami zasypiał, efektem czego jest np. pozostawienie bez wyjaśnienia znaczenia tak popularnego słowa jak lajbik 😉 (s. 256). Zostawiam Cię z takim językowym zadaniem.