Pomniczek z czaszką naprzeciwko wyjścia ze szpitala? Zwłoki świętego zamknięte w szklanym sarkofagu? Maska artysty, którą bano się ujawnić? Stołeczna historia skrywa wiele tajemnic związanych z majestatem śmierci. Zapraszam na niezwykłą przechadzkę śladem opowieści z krypty. Ostrzegam: to wyprawa tylko dla odważnych.
Czy śmierć można oswoić? Na pewno można próbować. Przykładem może być człowiek, który uratował Stare Powązki. Przez ostatnie lata życia telefonując, przedstawiał się: mówi Jerzy Waldorff, nieboszczyk. Ale wcale nie trzeba być znawcą tematu, żeby dostrzec, jak bardzo tematyka śmierci obecna jest w kulturze artystycznej i architekturze Warszawy. Zobacz:
Podrzutki na krańcach Warszawy
Zastanawiałeś się czasem, od jakiego szpitala wzięła swoją nazwę ulica Szpitalna? Jej historia sięga jeszcze czasów saskich. To wówczas, w połowie XVIII wieku pochodzący z Francji zakonnik Gabriel Piotr Badouin założył Dom Podrzutków (dla niechcianych dzieci) a wkrótce szpital Dzieciątka Jezus. Na jego terenie znajdował się też cmentarz grzebalny. Do czasu. Pod koniec tego stulecia zakazano grzebania zmarłych tak blisko centrum miasta i zwłoki zostały przeniesione na cmentarz świętokrzyski. To mniej więcej okolice współczesnego hotelu Mariott (!).
W tym samym czasie przenoszone zwłoki (a było ich, bagatela, 30 tysięcy) zostały upamiętnione w postaci obelisku. Na jego szczycie spoczywa czaszka. Dziś można go oglądać na placu Starynkiewicza. U podstawy wyjaśnienie: „przeniesiony z dawnego szpitala 1901”. Wówczas, wobec zbliżenia się centrum do okolic placu Wareckiego (dziś Powstańców Warszawy) placówka została przeniesione na granice miasta – właśnie w okolice dzisiejszej ulicy Lindleya i Chałubińskiego. Wtedy też, najpewniej – zgodnie z dopiskiem po drugiej stronie pomniczka – tutejsi zmarli trafili na cmentarz na Bródnie. Pozostał osobliwy, dość upiorny pomniczek tuż przed współczesnym szpitalem.
Inwalidzi u królowej Bony
Inną historię – trochę „śmiercionośną”, a trochę zdrowotną, ma Zamek Ujazdowski. W XVI wieku była to wdowia rezydencja Bony Sforzy. Dwa stulecia później, w 1784 roku Stanisław August podarował Zamek Ujazdowski Lekarskiej Służbie Wojskowej. Przez kolejne dwa wieki w samym zamku i położonych na jego przedpolu, ceglanych pawilonach, funkcjonował Szpital Ujazdowski. Była to jedna z największych tego typu placówek w Warszawie.
Kiedy wybuchła II wojna światowa, szpital przyjął rannych z Armii Poznań, Modlin, Pomorze, Prusy, Łódź i Warszawa. Było to łącznie ponad 5 tysięcy żołnierzy. Przez całą okupację szpital był ośrodkiem też tajnego kształcenia lekarzy personelu medycznego.
Zmarłych od ran chowano wzdłuż ogrodzenia parku Ujazdowskiego i to właśnie tutaj, niemal nad skarpą Trasy Łazienkowskiej, jest dziś jego niewielkie upamiętnienie. Symetrycznie ułożone tablice rozdziela płaskorzeźba Matki Boskiej, kopia z westybulu zamku (czyli hallu szpitala).
W sumie cmentarz Obrońców Warszawy liczył 696 grobów. Był największą polową nekropolią stolicy. Kilka lat po wojnie, w 1950 roku ciała zostały ekshumowane i przeniesione na Wojskowe Powązki. Dziś (listopad 2018) na ogrodzeniu szpitala przy ul. Jazdów oraz w Muzeum Łowiectwa i Jeździectwa w Łazienkach Królewskich można oglądać wystawę, poświęconą Szpitalowi Ujazdowskiemu.
Jak znaleźć to miejsce: musisz wejść w ul. Johna Lennona od strony Trasy Łazienkowskiej (chodnikiem wzdłuż ogrodzenia Parku Ujazdowskiego od placu Na Rozdrożu)
Architekt we krwi
Zaskakującym miejscem związanym ze śmiercią, jest też willa Pniewskiego. Elegancka, międzywojenna bryła, położona jest nieco na uboczu, w alei Na Skarpie, w cieniu placu Trzech Krzyży. Na pierwszy rzut oka niepozorna, skrywa tajemnicę, której przez kilkadziesiąt lat nie potrafiono rozwikłać.
Wzniesiona przez wpływowego architekta Bohdana Pniewskiego jako dom własny willa dosłownie wklejona jest w skarpę. Skutkiem tego jedno piętro – mieszczące dwukondygnacyjną pracownię artysty – mieści się z pozoru w piwnicy. Co więcej, budynek powstał jako przebudowa XVIII-wiecznej willi Kazimierza Poniatowskiego, brata Stanisława Augusta Poniatowskiego, hulaki i znanego masona.
Ale „śmiercionośna” historia ma znacznie młodszą genezę. Na podeście marmurowych schodów prowadzących do piwnicy są zaschnięte plamy krwi. Dziś wiemy, że to krew ludzka, ale ustalenie tego faktu zajęło specjalistom dobrych kilkadziesiąt lat. Dopiero pod koniec lat 70. ustalono, że niedająca się zmyć, uporczywa rdzawa plama na białej posadzce to krew człowieka. Wtedy już prędko „połączono kropki” i uznano, że musi to być krew powstańca, walczącego tu w 1944 roku.
Dziś w budynku znajduje się Muzeum Ziemi. Jeśli nie jesteśmy zainteresowani jego zbiorami, a chcemy dostać się do opisanej plamy krwi, wystarczy powiedzieć przy wejściu i drzwi sezamu staną przed nami otworem.
Muzeum Ziemi, otwarte jest od poniedziałku do piątku 9.00-16.00, w niedzielę od 10.00-16.00
Z ziemi włoskiej do Polski
A co powiesz na to, by w Warszawie zobaczyć kopie grobowców wykonanych przez Michała Anioła Buonarottiego? Chodzi o figury z florenckiego grobowca Medyceuszy i rzeźby, które miały trafić na pomnik papieża Juliusza II. Ich obecność w Warszawie zawdzięczamy Stanisławowi Augustowi Poniatowskiemu.
Monarcha, koneser sztuki, w swojej ogromnej kolekcji miał również dziesiątki odlewów gipsowych rzeźb starożytnych oraz renesansowych. Wśród tych ostatnich – właśnie gigantyczny posąg Mojżesza oraz niewolnika, które Michał Anioł wykonał z przeznaczeniem na dekorację grobowca Juliusza II. Miał też „Poranek”, „Zmierzch”, „Dzień” i „Noc” z florenckiej kaplicy Medyceuszy. Rzeźby służyły później studentom jako modele.
Dziś można je oglądać na terenie Uniwersytetu Warszawskiego, w przestronnej, efektownej Sali Kolumnowej Wydziału Historycznego. Wnętrze jest do tego wyśmienite: był to w końcu pierwszy budynek muzealny w kraju, zbudowany właśnie w takim celu. W XIX wieku mieściło się tu Muzeum Sztuk Pięknych.
Sala Kolumnowa Instytutu Historycznego Uniwersytetu Warszawskiego otwarta jest w środy od 10.00 do 16.00
Zamaskowani
Pisząc o niezwykłych pochówkach i grobowcach, nie sposób nie wspomnieć o maskach pośmiertnych. Kilka z nich można zobaczyć w stołecznych muzeach. Maski, najpierw woskowe, później gipsowe, zdejmowano ważnym osobom od starożytności. Zwyczaj ten ukróciło dopiero wynalezienie fotografii.
Najbardziej zagadkową przez wiele lat była pośmiertna maska królowej Marii Ludwiki Gonzagi. Powód? Jej depozytariuszkami – podobnie jak serca monarchini – były (i są do dziś) siostry wizytki. To zakon klauzurowy (zamknięty), niewpuszczający w swoje progi nawet badaczy. Dopiero w latach siedemdziesiątych, kiedy – jak głosi legenda – maska zaczęła się kruszyć, zakonnice zgodziły się na wykonanie brązowej kopii. Od niedawna można ją oglądać w galerii portretów Muzeum Warszawy.
W tej samej sali można obejrzeć maskę pośmiertną Romana Dmowskiego. Najważniejszy oponent polityka – marszałek Józef Piłsudski – również doczekał się maski pośmiertnej. Do jej wykonania wezwano do Belwederu w majową noc 1935 roku utytułowanego rzeźbiarza Jana Szczepkowskiego. Dziś maska znajduje się w zbiorach Muzeum Wojska Polskiego.
Muzeum Warszawy otwarte jest od wtorku do niedzieli od 10.00 do 19.00
Artysta cierpi
Wielką sensację przez lata budził gipsowy odlew pośmiertny twarzy Fryderyka Chopina. Wszystko dlatego, że najpewniej Jean-Baptise-Auguste Clesinger wykonał dwie maski. Jedna była wyidealizowana, wygładzona i to ona trafiła po pewnym czasie do rąk zrozpaczonej rodziny. Druga nie była wyretuszowana i brutalnie świadczyła o cierpieniu, jakie towarzyszyło choremu kompozytorowi przez ostatnie tygodnie życia.
To przedstawienie długo pozostawało w rękach osób prywatnych (spadkobierców właścicieli – rodziny Mickiewiczów). Na aukcji pojawiło się dopiero w 1982 roku. Próby uzyskania maski dla rodzimych zbiorów to prawdziwa epopeja. Ostatecznie naturalistyczną maskę pokazano publicznie dopiero na wystawie stałej w Muzeum Chopina w Warszawie w 2010 roku. Można ją tam oglądać do dziś.
Muzeum Chopina otwarte jest od wtorku do niedzieli od 11.00 do 20.00
Szklana trumna świętego
Ostatnie z miejsc, o których chcę Ci dziś opowiedzieć, to oddalony od centrum, niewielki kościół Św. Antoniego Padewskiego na Czerniakowie. Co ciekawe, powstał jeszcze w XVII wieku. Jego fundatorem był bajecznie bogaty magnat, Stanisław Herakliusz Lubomirski. Do niego też należała Łazienka – dziś część Pałacu na Wyspie.
Lubomirski zatrudnił najznamienitszego architekta Warszawy swoich czasów – Tylmana van Gameren. To on zaprojektował mu ten nieduży kościółek, kryty kopułą. Z zewnątrz wygląda niepozornie, wewnątrz – wręcz przeciwnie. Kapie złotem i ostentacyjnym bogactwem, choć trzeba przyznać – w dobrym guście.
A gdzie tu miejsce na śmierć? Otóż magnat pragnął być pochowany w dobrym towarzystwie. Dlatego w maluteńkiej krypcie pod ołtarzem umieścił … zwłoki świętego Bonifacego. Ten pochodzący z Tarsu męczennik żył w IV wieku n.e. Włożono je do szklanej trumny i ubrano w kosztowne, bogato haftowane szaty. Wyjątkowa relikwia była podarunkiem dla Lubomirskiego od papieża Innocentego XI.
Dawna bernardyńska świątynia dziś otwierana jest tylko na poranną (godz.7.00) mszę w niedzielę. W pozostałe dni można do niej zajrzeć przez uchylone wrota kruchty.
A co z zamożnymi mieszczanami – czy po śmierci było dla nich miejsce w katedrze, czy musieli fortelem torować sobie drogę do najbardziej prestiżowych kościołów? Jakie szczątki zostawili po sobie w Warszawie mieszkający tu monarchowie? Który niedoszły święty tak skutecznie zza grobu postraszył współbraci, że wreszcie wynieśli go na ołtarze. Jeśli chcesz posłuchać tego podczas prywatnego spaceru – zapraszam!
Archiwalne zdjęcia pochodzą z Narodowego Archiwum Cyfrowego i strony klasztoru bernardynów.