Pałac Kultury i Nauki nadal budzi emocje. I pytania: czy miał połączenie z Domem Partii (założę się, że znasz kogoś, kto zna kogoś, kto ani chybi szedł takimi korytarzami)? Czy w środku ktoś umarł? Czy są tajne pokoje? Z częścią z tych wątpliwości rozprawiam się w tym artykule. A właściwie w pierwszej jego części, której podtytuł to „Nim przekroczysz próg Pałacu”. Bo nim wejdziemy do środka, warto spojrzeć na Pałac Kultury z dystansu.
1. Żaba, która zmieniła się w księcia
Dłużej nie da się tego ukrywać: Pałac Kultury zaprojektowano na planie…żaby! Jej głową jest oczywiście Sala Kongresowa.
Radzieccy architekci mieli wprawdzie inną koncepcję, tak jeśli chodzi o plan, jak i o bryłę. Jednak po wsłuchaniu się w uwagi z Warszawy zrezygnowali z większego nagromadzenia wież i bardziej masywnej sylwety – co upodabniałoby nadwiślański drapacz chmur do stojących w Moskwie „siedmiu sióstr Stalina” – i ostatecznie uzyskał on kształt, jaki znamy dzisiaj. Faktycznie, proporcjami dużo bardziej przypomina wieżowce amerykańskie, ma z nimi też wiele wspólnego wewnątrz, ale o tym opowiem Ci w kolejnym odcinku tego artykułu.
O tym, że takie skojarzenia budził już na etapie budowy, zanim jeszcze ogacono do detalami, wiemy z licznych wspomnień z lat pięćdziesiątych. Dużo rzadziej za to mówi się o tym, że polscy budowlańcy migali się jak mogli, żeby tylko nie trafić na budowę najbardziej prestiżowej stołecznej inwestycji. W usprawiedliwieniach czytamy m.in. (pisownia oryginalna):
A jednak stanął. Nie do końca radziecki, nie do końca amerykański. Za to….
2. Pełen narodowych inspiracji
Projekt tak ważnego budynku oddano w ręce architektów radzieckich. Szefem ekipy – a zarazem jedynym, który na własne oczy widział drapacze chmur za Wielką Wodą – został Lew Rudniew.
Zanim przystąpili do szkicowania planów, strona polska zabrała całą kompanię na swoisty Tour de Pologne. Przez dwa tygodnie architekci byli wożeni po miejscach, które mogły stać się inspiracją do stworzenia wieżowca o narodowym, polskim charakterze?. Czyli? Pewnie się nie zdziwisz: trasa prowadziła m.in. przez Kraków, Kazimierz nad Wisłą, Puławy, Nieborów, Płock, Toruń. Wiedzę mogli uzupełnić, korzystając z albumów o Polsce. Co z tego wynikło?
Może określenie „sen pijanego cukiernika”, chętnie stosowane przez mojego nauczyciela plastyki, to ciut za mocne określenie. Ale „radosny miszmasz” już chyba będzie dobrze oddawać efekt tych inspiracji.
Zatem: pojedyncza strzelista wieża jest dość powszechnie odczytywana jako nawiązanie do tradycyjnej formy polskiego ratusza (patrz: Chełm czy Zamość). Ale ale – w tym przypadku wiemy, że radzieccy architekci mieli inny zamysł, a wieża to już wynik nacisków polskiej strony. Która owszem, to się zgadza, mogła mieć w głowie typowe rozwiązania ratuszowe.
Dalej: falujące attyki (dekoracyjna kurtyna skrywająca dach) pojawiają się w zbliżonej formie w Krasiczynie i w krakowskich Sukiennicach.
Sala Kongresowa (głowa wspomnianej wyżej żaby) zdaniem prof. Waldemara Baraniewskiego opiera się na kształcie krakowskiego Barbakanu, zaś obramienia okienne przy wejściu głównym również import z dawnej stolicy, a dokładniej – z wawelskiego wzgórza.
Są jeszcze kartusze…tu nie herbowe, tylko wskazujące na datę ukończenia prac: 1955 rok.
Ale ale: wszystkie wspomniane elementy to założenia wielkoskalowe. A przecież przychodzący do Pałacu Kultury i Nauki mijać będą rzeźby w niszach, na schodach i przy wejściu głównym. Kogo powinny przedstawiać? To był dopiero dylemat. Dlatego pora na kolejny punkt.
Ale zanim do niego dojdziemy, polecam Twojej uwadze mój autorski Notes na Podróże Małe i Duże, który nauczy Cię, jak zauważać techniczne, architektoniczne i przyrodnicze ciekawostki w dowolnym miejscu.
3. Czy bohater może siedzieć?
Nie uwierzysz: takie właśnie pytanie (choć zadane trochę innym słowami) długo spędzało sen z powiek decydentom i samym rzeźbiarzom. Wiadomo było, że część figur w niszach będzie przedstawieniami alegorycznymi, ale problem pojawił się, kiedy doszło do wyboru konkretnych bohaterów na najważniejsze miejsca czyli okolice wejść.
Pewne było jedynie, że hall główny zostanie udekorowany rzeźbą przedstawiającą Mikołaja Kopernika. Ostatecznie tak się nie stało, miejsce to zajęła „Przyjaźń polsko-radziecka” Aliny Szapocznikowej. Drugą postacią, której pomnik bezdyskusyjnie powinien pojawić się przed budynkiem, był Józef Stalin. Tego zamiaru też nie zrealizowano, a o powodach tej decyzji dowiesz się ze spaceru międzymiastowego o kontaktach władzy z artystami, dostępnego tutaj (klik).
Wejście główne miały udekorować posągi Marii Skłodowskiej-Curie i Adama Mickiewicza. Ale ponieważ astronom oddał miejsce przyjaźni polsko-radzieckiej, to jego figura – obok postaci wieszcza – znajduje się dziś przy wejściu głównym czyli tym od strony ulicy Marszałkowskiej. W dekoracji pałacu nie znalazło się miejsce dla zdobywczyni podwójnego Nobla.
Wracając do pozostałych eksponowanych miejsc: rozważano ustawienie w nich parami przedstawicieli różnych dyscyplin. Duety miały być następujące: Matejko i Chopin, Lelewel i Frycz Modrzewski, Kościuszko i Waryński (lub Jarosław Dąbrowski), Dzierżyński i Świerczewski. Pojawiły się też inne koncepcje: Kochanowski i Moniuszko, Słowacki i Rej, Bogusławski i Prus, Żeromski i Matejko, Kołłątaj i Śniadecki, Staszic i Długosz.
Prędko jednak okazało się, że najważniejszym pytaniem jest: czy bohatera rewolucji stosownym jest przedstawiać w pozycji siedzącej?.
„Trudno wyobrazić sobie siedzącego Waryńskiego czy Świerczewskiego” – argumentował Sigalin.
Siedzenie jest czynnością, która wprowadza w trywialny świat życia, siedzenie jest funkcją życia. To jest czynność, która ujmuje patosu. – to już zdanie rzeźbiarza Alfreda Wiśniewskiego
Ciekawą propozycję na wyjście z impasu rzucił Janusz Bogucki:
na froncie należy ustawić intelektualistów bo te postaci mogą siedzieć bez żadnego uszczerbku dla ich czci i charakteru […].
Ostatecznie żadna z postaci nie zyskała rysów konkretnego bohatera narodowego (co zapewne ułatwiło tworzenie postaci siedzących), część nisz pozostała pusta do dziś a swoistym kuriozum jest do dziś trzymana przez jedną z postaci na elewacji Sali Kongresowej książka wodzów rewolucji: Marksa, Engelsa i Lenina.
4. Ulice bez końca
Kiedy na Instagramie spytałam swoich obserwatorów, z czym kojarzy im się Pałac Kultury i Nauki, powtarzającą się odpowiedzią było: to był mój pierwszy widok Warszawy po wyjściu z dworca Centralnego. Otóż to, to sam środek miasta.
Tak też było przed wojną: od połowy lat trzydziestych wzdłuż alej Jerozolimskich wznoszono ultra-nowoczesny Dworzec Główny projektu Czesława Przybylskiego (zajmował przestrzeń od Marszałkowskiej prawie do ul. Żelaznej). A wokół rozciągała się gęsta siatka ulic z setkami kamienic. Co się z nimi stało? Czyżby cała ta zabudowa zniknęła podczas wojny? Nic z tych rzeczy.
Uszkodzony jeszcze we wrześniu 1939 roku dworzec był zbyt cenny, żeby go wyburzyć. Naprędce naprawiony, działał do końca niemieckiej okupacji, kiedy został zniszczony. Jego sąsiedztwo było też swego rodzaju gwarancją przetrwania dla sąsiednich budynków. Do czasu.
Pod budowę Pałacu Kultury i zagospodarowanie jego otoczenia usunięto calutką zabudowę na obszarze obejmującą ponad 50 hektarów. Na pierwszy rzut oka można powiedzieć: między alejami Jerozolimskimi, Świętokrzyską, Marszałkowską a Emilii Plater. Ale to dzisiejsze, uproszczone, ujęcie.
I tu dochodzimy do sedna: zlikwidowano lub przerwano bieg całej masy ulic: Zielnej, Chmielnej, Złotej, Siennej, Śliskiej, Pańskiej, Sosnowej, Komitetowej, Wielkiej. „Blizny” po tych ulicach znajdziesz dziś w bruku albo na trawniku z każdej niemal strony Pałacu Kultury i Nauki. To wymowne tabliczki z napisami „Tu była ulica Pańska”. „Tu było skrzyżowanie ulic Chmielnej i Wielkiej”.
Ta ostatnia zresztą to bodaj największy pechowiec: do lat 20. Ulicą Wielką nazywano cały trakt od Bagna do [dzisiejszego] placu Politechniki. Potem nazewniczo ją podzielono, południowy fragment stał się ul. Lwowską, środkowy – Poznańską, a północy pozostał Wielką. I tylko tego ostatniego nie ma dziś na mapie Warszawy.
Stojące na tych 50 hektarach kamienice (a było ich – według obliczeń Krzysztofa Jaszczyńskiego – ponad osiemdziesiąt) były albo uszkodzone w stopniu minimalnym, albo wypalone ale nadające się do odbudowy. Wszystkie je rozebrano pod budowę PKiN-u.
Jednym z najbardziej spektakularnych ostańców był gmach Towarzystwa Pracowników Handlowych przy Siennej 16/Śliskiej 9. Był to też ostatni adres żydowskiego sierocińca prowadzonego przez Janusza Korczaka. Dziś stosowną tablicę (choć z nieprecyzyjną lokalizacją) znajdziesz przy wejściu do Teatru Lalka, a nieopodal stoi pomnik Starego Doktora z dzieciarnią.
A o tym, jak okolica wyglądała w 1946 roku (i jak sobie z tym radzono), dowiesz się ze zdjęć polskich i amerykańskich fotografów, którzy byli wtedy w stolicy To zdjęcie opublikowano w książce „Ruiny Warszawy”, jego autorem jest Michael Nash. Zobacz:
5. Gdzie mieszkali budowlańcy?
Decyzja o budowie Pałacu Kultury i Nauki zapadła ledwie kilka lat po tym, jak skończyła się wojna. Jak możesz się domyślić, fala powracających do miasta dawnych mieszkańców nadal płynęła do stolicy, pojawiali się też ci, którzy tu chcieli zacząć nowe życie. Powiedzieć, że brakowało mieszkań to jak nic nie powiedzieć.
Gdzie zatem pomieściło się ponad trzy i pół tysiąca radzieckich budowniczych Pałacu Kultury i Nauki? Daleko od placu budowy, w szczerym polu wystawiono dla nich 180 drewnianych budynków. Na sąsiadujących z Bemowem Jelonkach stanęło osiedle, a jakże, „Przyjaźń”. Drewniane prefabrykaty przywieziono ze Związku Radzieckiego.
Powstały z nich domy dwóch typów: długie, wieloosobowe dla szeregowych robotników i jednorodzinne, trzypokojowe dla inżynierów. Te pierwsze – obowiązkowo wyposażone w ganek z kolumienkami. Te drugie – jak utrzymywali późniejszy mieszkańcy – miały inne pochodzenie. To poniemieckie domy, które przyjechały tu z Mazur.
Robotnicy mieli na osiedlu wszystko, czego potrzebowali: łaźnię, dwie stołówki, świetlicę, stadion, kino „Dar”. A nieopodal mieściło się zaplecze budowy Pałacu Kultury – była tu zbrojarnia, stolarnia, fabryczka betonu i pracownie sztukatorskie. Doprowadzonymi do centrum miast torami wytworzone tu elementy wieziono na plac budowy.
Kiedy PKiN oddano do użytku a robotnicy wrócili do domów, zarząd osiedla „Przyjaźń” trafił w ręce Ministerstwa Szkolnictwa Wyższego. Inżynierskie wille zajęli oficjele i wykładowcy, a drewniane domki na wiele dekad stały się akademikami. Tak też jest zresztą do dziś.
To malownicza enklawa, po której spacer z powodzeniem zastąpi (chwilowo niedostępny) wyjazd do kurortu, atmosfera panuje tu równie sielankowa.
Błyskawiczna budowa „Daru Stalina” wiązała się też z ofiarami. Oficjalnie podczas wznoszenia PKiN-u zginęło szesnastu robotników. Pochowano ich na cmentarzu prawosławnym na Woli. W tej samej kwaterze leży też kilkoro dzieci robotników, które zmarły podczas pobytu rodziców w Warszawie.
Cytaty za: Agata Passent „Pałac wiecznie żywy”
Zdjęcia archiwalne: Narodowe Archiwum Cyfrowe