Zaznacz stronę

Co czytać, kiedy wieczory robią się coraz dłuższe, a dni coraz krótsze? Na przykład wciągającą historię pewnej stołecznej sceny albo dynamiczny thriller, który sprawi, że zamarzymy o podróży do Italii. Zobacz.

 

 

Zaginiony klejnot Ferrary, Greg Krupa

Wyd. Letra

 

O tym, że poszukiwanie skarbów (różnego gatunku i kalibru) to jedna z moich życiowych pasji, pewnie wiesz. Od skarbów Wazów (klik, jeśli jeszcze nie słyszałeś), przez pełne zagadek gry miejskie, aż po Notes Podróżnika, w którym uczę, jak samemu czytać niepozorne znaki, które jak na dłoni pokażą nam historię miasta, nawet jeśli oglądamy je po raz pierwszy.

 

 

Moją ulubioną serią z czasów młodzieżowych są przygody pana Samochodzika, a w dorosłym życiu choćby „Bezcenny” Zygmunta Miłoszewskiego”. Dziś do tej listy dołącza kolejne nazwisko, co ciekawe – debiutanta. Greg Krupa to absolwent Uniwersytetu Śląskiego, który od kilkunastu lat mieszka w Italii. Akademicki gwar Bolonii zamienił na klimatyczną, mniej znaną Ferrarę i to właśnie ta ostatnia staje się miejscem akcji jego pierwszej powieści.

W tym sprawnie napisany i thrillerze jest wszystko, co zapewnia wciągającą rozrywkę na poziomie. Jest powszechnie szanowany naukowiec, którego śmierć budzi wątpliwości policji i lokalnej prasy; jest piękna kobieta (ba, nawet dwie – oczywiście obie związane z głównym bohaterem, którym autor uczynił właśnie dziennikarza, zresztą o polskich korzeniach), jest zaginięcie cennego obrazu, a co pewien czas z cienia wychodzą jegomoście o posturze gigantów, utrzymujący, że należą do sekretnej organizacji. Jeśli dodamy do tego Lukrecję Borgię, dziwne znaki w zaułkach Ferrary, a nawet wspomnienie o Koperniku (!) możesz też być pewni, że lektura będzie prawdziwą przyjemnością.

 

 

Mimochodem dowiadujemy się, kiedy najbardziej warto przyjechać do Ferrary i na czym polega pewien lokalny zwyczaj, któremu od stuleci ulegają i mieszkańcy i turyści. To książka, dzięki której spędzisz miły (i pożyteczny zarazem) weekend, polecam gorąco.

 

Janusz Warmiński i jego teatr Ateneum, Aneta Kielak-Dudzik

 

Uwierzysz, że przez kilka dekad teatr Ateneum uchodził za położony peryferyjnie? Czym zresztą w pierwszych powojennych latach uzasadniano słabszą frekwencję niż u konkurencji. Dziś jest zupełnie inaczej: to właśnie Powiśle jest bodaj najmodniejszą częścią Warszawy a klimatyczne butiki przy Solcu, Czerwonego Krzyża czy 3 Maja wyraźnie świadczą o tym, że tutaj się bywa.

 

 

Przyznam, że kiedy usłyszałam, że książka liczy ponad 650 stron, trochę zmartwiałam. Taka cegła? O jednym człowieku? I to nie, dajmy na to, Winstonie Churchillu ale dyrektorze teatru? A potem zaczęłam czytać. Zdążyło się ściemnić, mijały kolejne godziny,  a ja nie mogłam przestać. Chodziłam z malutkim bohaterem po Przyokopowej, spędzałam wakacje w Urlach i ze zdumieniem odkryłam, że walczył na terenach, na których mieszka znaczna część mojej bliskiej rodziny (Kampinos). Zanim jeszcze wydoroślał, zanim stał się aktorem, potem reżyserem, a z czasem – legendą, już podbił moje serce. Co tu dużo mówić, kolejne wieczory i noce spędziłam właśnie z Januszem Warmińskim (pod poduszką😉).

Pracująca w Ateneum autorka, Aneta Kielak-Dudzik zasypuje nas (ale spokojnie, w sposób kontrolowany i bardzo przystępny) wyimkami z gazet, recenzji, ale też korespondencji Janusza Warmińskiego np. z Kazimierzem Dejmkiem, Tadeuszem Kantorem czy Gustawem Holoubkiem. Wprowadza za kulisy powojennej odbudowy sceny teatralnej w Warszawie, a potem (niełatwych często) wyborów repertuarowych i personalnych. Zabiera nas do Łodzi, Paryża, Związku Radzieckiego i USA i nawet jeśli wielu nazwisk nie kojarzymy, czytamy jak zaczarowani.

 

 

 

Niespodzianki od Hanki Warszawianki

Nowy Jork. Opowieści o mieście, Magdalena Żelazowska

Wyd. Luna

 

Kiedy zobaczyłam podtytuł, od razu wiedziałam, że chcę zapoznać się z tą książką. Sama przecież od lat snuję opowieści o mieście (choć znacznie mniejszym😉) i ponad klasyczne przewodniki dużo bardziej cenię właśnie gawędy i historie. Do Nowego Jorku, choć korci mnie od lat, wciąż jeszcze nie dotarłam, ale po tej lekturze czuję, że wizyta ta jest coraz bliższa.

 

 

Najlepsze opowieści to takie, w których możemy się zasłuchać i zapominamy o bożym świecie. Tak też zrobiłam: zamiast na czytanie, zdecydowałam się na odsłuchanie audiobooka. Nie ukrywam, że lektorka (czytałam w aplikacji Bookbeat) bardzo przypadła mi do gustu, dzięki czemu przyjemność była podwójna.

„Nowy Jork. Opowieści o mieście” to subiektywna, osobista historia autorki, która w pewnym momencie swojej zawodowej drogi staje przed wyborem: zostać na miejscu czy zasilić szeregi pracowników swojej firmy gdzieś daleko. W Azji, a może w Ameryce. Jak już się domyślasz, trafia do Wielkiego Jabłka.

I pokazuje nam kolejne etapy oswajania się z Nowym Jorkiem. Dowiadujemy się, jak szukać mieszkania i jak się do niego nie przywiązywać; jaki sekret skrywają administratorzy nawet najdroższych apartamentów w NY, skąd się biorą niegrzeczni Święci Mikołaje i jak powstawały fortuny lokalnych bogaczy. Perspektywa (świeżej) mieszkanki i ciekawość autorki sprawiają, że historie o pierwszych osadnikach brzmią równie wciągająco, kompetentnie i wiarygodnie, jak te o parku, do którego mogą wchodzić jedynie szczęśliwi posiadacze kluczyka😉.

 

 

Ja, jak zwykle zresztą, tropiłam analogie nowojorsko-warszawskie: przeczytaj sam (albo posłuchaj), a dowiesz się, co łączy początek warszawskiego Złotego Wieku i Nowy Jork, a na zachętę polecam Ci docenienie inżyniera Stefana Bryły (tego, od konstrukcji Prudentialu). Był konsultantem wspierających budowniczych Woolworth Builing w NY!

 

Skrzydlata ferajna. Ci cholerni Polacy prywatnie, Sławomir Koper

Wyd. Bellona

 

Jeśli lubisz historię, zwłaszcza tę zza kulis, nazwisko Sławomira Kopra na pewno jest Ci znane. A może na nowo polubiłeś historię właśnie dzięki jego książkom? Wcale bym się nie zdziwiła. Obecny od kilkunastu lat na rynku autor to specjalista od lekkiej formy i ciekawej treści. Ja, przyznaję, nie do końca dowierzam tym, którzy piszą o wszystkim (jak mówiła moja nauczycielka historii sztuki „od mamuta do Bieruta”) i ostatnim nastu książek Kopra nie czytałam, ale dla „Skrzydlatej ferajny” zrobiłam wyjątek.

 

 

I nie żałuję. Ba, jeśli chodzenie po linie czy balansowanie na krawędzi to coś, co uprawiasz od lat (znam takich, ale oczywiście nie zdradzę, kto to😉), po lekturze dojdziesz do wniosku, że powinieneś być pilotem myśliwca! Barwne historie o niepokornych z natury, ale dyscyplinowanych w szkole lotników budzą uśmiech a jednocześnie skłaniają do refleksji.

Znajdziesz tu opowieści o rywalizacji książąt przestworzy z kawalerzystami; karkołomnych ćwiczeniach, dzięki którym polscy piloci z czasem stali się prawdziwymi gwiazdami; płaceniu hmm swoistego okupu, żeby móc się ożenić; a także sentymentalnych gestach, jakie niekiedy wykonywali nasi lotnicy.

Warszawskich akcentów jest sporo, że wspomnę choćby o dowódcy Dywizjonu 303 „Dzidku” czyli Zdzisławie Hennebergu ze znanej rodziny warszawskich przemysłowców. Nie znasz? Zapraszam tutaj (klik) albo na wykłady o historii biznesu, które prowadzę na zamówienie (klik).